NewYorkPolonia >> Article
Ma艂y dramat IV etapu si贸dmej wyprawy dooko艂a 艣wiata po l膮dzie

Andrzej Sochacki
Posted on: January 23, 2008

Korzystaj膮c z przerwy w podr贸偶y, podczas transportu wodnego „Kufra” przez Atlantyk z USA do Portugalii po艣wi臋ci艂em czas na gromadzeniu pieni臋dzy do wykonania ostatniego etapu. Wys艂anie list贸w do sponsor贸w a zarazem reklamodawc贸w stroj膮cych „Kufra” w ich reklamy o dofinansowanie wyprawy zosta艂o przemilczane. Jedynie p. J. G艂adysz – dealer VW z Tarnowa odezwa艂 si臋, 偶e mia艂 telefony od w艂a艣cicieli reklam chwal膮ce si臋 o moim problemie. Zapewni艂 mnie, 偶ebym si臋 nie martwi艂, 偶e nadejdzie wkr贸tce pomoc. I na tym zapewnieniu si臋 sko艅czy艂o. Czas nagli艂, musia艂em wylecie膰 do Europy. Poczu艂em si臋 osamotniony. Z pomoc膮 przysz艂o mi niezawodne „Centrum Wagabundy”. Jego cz艂onkowie i sympatycy wr臋czyli mi bilet lotniczy i troch臋 pieni臋dzy na wydatki po drodze.

Kiedy by艂em gotowy do drogi, robi膮c ostatnie zakupy, jaki艣 nieznany sprawca potr膮ci艂 mnie na parkingu centrum handlowego w Phoenix a偶 si臋 przewr贸ci艂em. Kierowca uciek艂. Nie mog艂em dopu艣ci膰 my艣li o jakim艣 tam powik艂aniu zdrowotnym. Polecia艂em z obola艂ym bokiem. Podr贸偶 by艂a koszmarem, nie mog艂em usiedzie膰 w samolocie. Te kilkana艣cie godzin wydawa艂y si臋 niesko艅czono艣ci膮. Nie skar偶y艂em si臋 te偶 w domu by nie smuci膰 innych.

Wylecia艂em, upewniaj膮c si臋 telefonicznie kilkakrotnie u agenta firmy „Pinto Basto Navegacao, S.A. co do wyznaczonego dnia odbioru przesy艂ki 5 grudnia i dop艂at portowych. Poinformowano mnie, 偶e przesy艂ka b臋dzie na czas i 偶e kilkadziesi膮t dolar贸w b臋d臋 musia艂 tylko na miejscu dop艂aci膰 do spraw papierkowych.

...Przebolej臋 i to.

Kulej膮c dobrn膮艂em do portu z dwudniowym op贸藕nieniem. Jeden dzie艅 musia艂em le偶e膰 w 艂贸偶ku hotelowym, by doj艣膰 do lepszej sprawno艣ci fizycznej. Nadmieni臋, 偶e przepisy morskiego transportu pozwalaj膮 na odebranie nadanego towaru do pi臋ciu dni po wy艂adunku be偶 偶adnych dodatkowych op艂at. By艂em wi臋c pewny, 偶e przesy艂ka stoi ju偶 na terenie portowym i czeka na mnie. ...Nie strac臋 dni na czekanie - pomy艣la艂em sobie.

Przeliczy艂em si臋 jednak. Statek przyby艂 z kilkudniowym op贸藕nieniem do portu. Nie poinformowano mnie, 偶e kontenerowa przesy艂ka zmieni przewo藕nika w Rotterdamie, 偶e dwa dni b臋dzie trwa艂o wy艂adowanie go w porcie na miejscu dobicia, gdy偶 sta艂 na samym ko艅cu, na dole 艂adowni. ...I tak musia艂em czeka膰 jeszcze dodatkowych dziewi臋膰 dni na odebranie „Kufra” z konteneru. Naliczone p艂atno艣ci na miejscu, dotycz膮ce odbioru, przeros艂y podan膮 cen臋 przez agenta morskiego. Zrobi艂o si臋 gor膮co z przywiezion膮 got贸wk膮. Wyda艂em prawie wszystko. Dolary w przeliczeniu na Euro maj膮 po艂ow臋 warto艣ci. Oczy艣ci艂em z ostatnich zasob贸w kart臋 kredytow膮. ...I tym razem przysz艂o mi niespodziewanie z pomoc膮 „Centrum Wagabundy”.
Odbi贸r mia艂em ju偶 za sob膮. Zima zbli偶a艂a si臋 wielkimi krokami. Zimne noce, ch艂odne dni, kurcz膮ca si臋 szybko got贸wka i obola艂y bok nie dodawa艂y mi optymizmu przed dalsz膮 drog膮. Pozosta艂a wiara w siebie i zaufanie do „Kufra”.

Pi膮tek, 14 grudzie艅 2007. Ucieszony odebra艂em tu偶 przed zmrokiem upragnin膮 przesy艂k臋. Wygl膮da艂a jak nowa przed startem w Warszawie. Wypchneli艣my „Kufer” z konteneru. Akumulator nie dawa艂 znaku 偶ycia. Jeszcze tego dnia wymieni艂em na nowy, dopompowa艂em opony, dola艂em oleju silnikowego, uzupe艂ni艂em p艂yn do wycieraczek, sprawdzi艂em p艂yn hamulcowy, p艂yn w ch艂odnicy, wyrzuci艂em stare resztki jedzenia, nape艂ni艂em bak olejem nap臋dowym, wrzuci艂em przywiezion膮 walizk臋 i zaparkowa艂em ju偶 na noc w podziemnym gara偶u, daleko od wjazdu i budki wartownika. Z powodu finans贸w spa艂em niedostrze偶ony przez pilnuj膮cych pan贸w ju偶 w 艣rodku „Kufra”.

Sobota, 15 grudzie艅, 2007.

Wczesnym rankiem zrobi艂em rund臋 w rejonie Lizbony odwiedzaj膮c „Cabo da Roca” – najbardziej wysuni臋ty brzeg na zachodzie Europy. Zjad艂em przywieziony z domu prowiant i pu艣ci艂em si臋 na wsch贸d P贸艂wyspu Liberyjskiego. Znam t臋 tras臋 z poprzednich podr贸偶y, z mapy korzysta艂em rzadko. „Kufer” jecha艂, jak za dawnych czas贸w po najd艂u偶szej drodze 艣wiata z syberyjsk膮 nawierzchni膮, nie daj膮c znaku poniewierki. Wyje偶d偶aj膮c z Lizbony po d艂ugim mo艣cie Vasco da Gama nad zalewem rzeki z miasta, ju偶 na mi臋dzynarodowej autostradzie „Espanha A6” - ma艂a potyczka z zab艂膮kanym psem. Nie by艂o mowy o wyhamowaniu do ko艅ca. ...Pojecha艂em dalej. Granic臋 z Hiszpani膮 przekroczy艂em nie wiem kiedy.
Podczas robienia pami膮tkowych zdj臋膰 w Madrycie, na Libertad Ave. przy parku, niedaleko Placu Hiszpania podesz艂y dwie m艂ode niewiasty i ogl膮da艂y d艂ugo „Kufra” ze wszystkich stron. My艣la艂em, 偶e chc膮 sobie zrobi膰 zdj臋cie z fotogenicznym samochodem. Nie o to im chodzi艂o. Polki, jak si臋 okaza艂o, szuka艂y transportu do Zaragozy. Zaoferowa艂y mi za przys艂ug臋 uzupe艂ni膰 paliwo. Dobra fucha, pomy艣la艂em sobie. Podwioz艂em je te kilkaset kilometr贸w. Podczas rozmowy wywnioskowa艂em, 偶e zawiod艂y si臋 na agencji co do obiecanego rodzaju pracy w hiszpa艅skiej metropolii. ...One posz艂y w swoj膮 stron臋 a ja z nape艂nionym bakiem na nast臋pne setki kilometr贸w pojecha艂em w stron臋 mety. 呕eby podci膮gn臋艂y si臋 w podr贸偶ach i pochwali艂y si臋 z kim jecha艂y, wr臋czy艂em po jednym „Poradniku trampingu turysty zmotoryzowanego”.
Zd偶emn膮艂em si臋 gdzie艣 na postoju przy stacji benzynowej niedaleko Nicei. Pireneje, 艣nieg i mrozek mia艂em ju偶 za sob膮. Zimno obudzi艂o mnie po kilku godzinach. Nie pomog艂o w艂膮czone ogrzewanie. Brak got贸wki nie pozwala艂 na lepszy komfort noclegowy i pop臋dza艂 mnie do przodu. Zajecha艂em pod dworzec autobusowy. Wypr贸bowanym w przesz艂o艣ci zwyczajem podszed艂em w okolice kasy mi臋dzymiastowej. Uda艂o si臋! I tak zabra艂em przypadkowego pasa偶era za nape艂nienie baku jad膮cego w moj膮 stron臋. Odpu艣ci艂em sobie po drodze ju偶 wst臋p do Royal Casyna w Monaco, w kt贸rym kiedy艣 wygra艂em spor膮 sumk臋. Jecha艂em g贸rsk膮 autostrad膮 patrz膮c tylko ze wspomnieniami w d贸艂 na o艣wietlone miasto. Okaza艂o si臋, 偶e pasa偶er - W艂och z pochodzenia, jecha艂 prawie do samej Wenecji. Mia艂em okazj臋 podszlifowa膰 sobie j臋zyk w艂oski. Powiedzia艂 mi dobr膮 nowin臋, 偶e strajki w艂oskich kierowc贸w TIR-贸w na autostradach sko艅czy艂y si臋. Droga wolna. M贸j hiszpa艅ski okaza艂 si臋, 偶e jest j臋zykiem uniwersalnym do nawi膮zania znajomo艣ci. ...Benzyny starczy艂o prawie do Polski.

...Tym razem nie przepu艣ci艂em okazji w Wenecji. Zjecha艂em z trasy i zwiedzi艂em okolice katedry 艣w. Marka. Poprzednio nie uda艂o mi si臋, przeje偶d偶a艂em noc膮 lub pada艂 deszcz. Ledwo 偶ywy, z b贸lem w biodrze wr贸ci艂em tramwajem wodnym w pobli偶e dworca autobusowego, gdzie czeka艂 na parkingu m贸j wierny stalowy przyjaciel podr贸偶y. Jeszcze tego dnia pojecha艂em na p贸艂noc, by by艂o bli偶ej do polskiej granicy. Po drodze przeja偶d偶ka po ulicach Wiednia pod katedr臋 艣w. Stefana. Wjecha艂em niemal偶e pod same drzwi, tam gdzie widnieje zakaz poruszania si臋 wszelkim pojazdom ko艂owym. Mr贸z, noc a dooko艂a katedry rzadnej duszy pomog艂y mi w tym. Znam te miejsce i 艂atwo porusza艂em si臋 po Wiedniu. ...Podci膮gn膮艂em tej nocy podczas padaj膮cego 艣niegu a偶 pod Brno w Czechach. Obawia艂em si臋 zasp 艣nie偶nych. Austriacko-czesk膮 granic臋 min膮艂em przy u艣miechach stra偶y granicznej. ...Obudzi艂em si臋 z zimna. By艂o -5 stopni C.

...Czu艂em ju偶 jak zbli偶a si臋 koniec podr贸偶y. Znajome drogi. Rano, przed 贸sm膮 zobaczy艂em ostatni膮 budk臋 graniczn膮 na swojej trasie. Zbli偶y艂em si臋 powoli do niej zatrzymuj膮c si臋 przed oficerem granicznym. ...Porozmawiali艣my sobie o kolorowym poje藕dzie, nie obchodzi艂 go tym razem m贸j paszport. Zaprosi艂 do 艣rodka by porozmawia膰 o podr贸偶y. Pozna艂em przy tej okazji polskiego oficera granicznego, swojego imiennika – Andrzeja Sochackiego, kt贸ry nie mia艂 ze mn膮 powi膮zania rodowego ale by艂 zapalonym turyst膮. Oznajmi艂 mi, 偶e jeszcze kilka godzin istnieje granica czeska. Europa powieksza swoj膮 bezkontroln膮 stref臋 graniczn膮 – Schengen. Ju偶 wszyscy s膮 zadowoleni, 偶e znikn膮 punkty kontrolne na granicach unijnych s膮siad贸w. ...Wpisano mi si臋 na pami膮tk臋 do albumu podr贸偶y z wstawieniem daty przejazdu granicy: poniedzia艂ek, 8:00 godz., 17 grudnia 2007.
W czeskim Cieszynie czu艂em si臋 jak w polskim mie艣cie. Nie musia艂em wysila膰 si臋 z j臋zykiem. W hotelu „Piast” znalaz艂em schronienie na odpoczynek przed wyznaczonym spotkaniem ko艅cz膮cego si臋 podr贸偶o-rajdu na rynku w Tarnowie w dniu 18 grudnia 07. Nawi膮za艂em kontakt z polskim radiem i gazet膮. Kilka sprzedanych ksi膮偶ek-album贸w przy okazji, kt贸re wioz艂em ze sob膮 od pocz膮tku, podreperowa艂o moj膮 kas臋.

W oficjalnym miejscu startu przed katedr膮 w Tarnowie przywita艂a mnie grupka ludzi z massmediami w艂膮cznie. Nie by艂o 偶adnej „pompy” obiecanej przed startem przez tarnowskiego dealera VW, kt贸ry jak si臋 okaza艂o w膮tpi艂 w sukces mojej wyprawy i zara偶a艂 tym innych, a kt贸rego najwi臋ksza reklama na samochodzie objecha艂a 艣wiat.

Jeszcze tego samego dnia o 18:00 spotka艂em si臋 z przyjaci贸艂mi na rynku krakowskim, by na drugi dzie艅 przywita膰 si臋 z Warszawiakami na Placu Zamkowym i zako艅czy膰 t臋 d艂ug膮 a zarazem kr贸tk膮 - 23 dniow膮 eskapad臋 po l膮dzie w miejscu startu – miejscu mojego urodzenia na Targ贸wku. Pomog艂o mi w tym przedsi臋wzi臋ciu ogromne do艣wiadczenie, pewno艣膰 siebie i wytrwa艂o艣膰 w ka偶dych, nawet najbardziej niesprzyjaj膮cych okoliczno艣ciach. Gdy podr贸偶uje si臋 w towarzystwie, to tyle razy jest 艂atwiej, o ile os贸b bierze udzia艂 w wyprawie. Tym razem na styk, zako艅czy艂em swoj膮 nast臋pn膮 podr贸偶 jad膮c szybko i prosto do celu, bez wygody i korzystania z miejsc hotelowych. Bez dodatkowych atrakcji, z powodu ko艅cz膮cych si臋 艣rodk贸w finansowych. Zesp贸艂: „Kufer – J臋drek” wywi膮za艂 si臋 z na艂o偶onego sobie celu, jak zwykle. ...A by艂o r贸偶nie.

Dla przypomnienia: Z Polski do W艂adywostoku – 16 dni
Tranzytem przez Kore臋 – 1 dzie艅
USA, od Pacyfiku do Atlantyku – 3 dni
Europa, od Lizbony do Polski – 3 dni
Razem = 23 dni i 22 500 km po l膮dzie.

Reasumuj膮c odbyt膮 przygod臋, jeszcze raz sprawdzi艂em si臋 w ekstremalnych warunkach, prze偶y艂em co艣 nowego i innego, prze艂ama艂em w艂asne s艂abo艣ci – celebruj膮c w ten spos贸b 30-lecie zrealizowanej wyprawy garbusem „Pryszczem” dooko艂a 艣wiata w ci膮gu dw贸ch lat przez 35 kraj贸w. Ceni膮c wyprawy trampingowe, zaliczy艂em t臋 podr贸偶 do wspania艂ej przygody, kt贸ra dostarczy艂a mi nowych niespodzianek i emocji. Jestem w pe艂ni wieku, pan du偶o po pi臋膰dziesi膮tce, pokaza艂em m艂odszym, 偶e mo偶na tak膮 d艂ug膮 podr贸偶 odby膰 w kr贸tkim czasie i bez 偶adnych przer贸bek w samochodzie. ...呕eby starsi nie przejmowali si臋 wiekiem i realizowali swoje marzenia podr贸偶nicze, stale dowarto艣ciowuj膮c siebie w otaczj膮cym ich spo艂ecze艅stwie. Wp艂ywa to dodatnio na samopoczucie. Podr贸偶e jest to rodzaj terapii, przed艂u偶aj膮cej zdrowie i ciekawe 偶ycie, nie m贸wi膮c, 偶e podr贸偶e to Wy偶szy Uniwersytet 呕ycia, kt贸rego nigdy nie jeste艣my w stanie uko艅czy膰. Przejecha艂em 艣wiat z mottem: „Bez podr贸偶y 偶ycie si臋 d艂u偶y”. Sprawdzi艂em to na sobie.

T膮 wypraw膮-rajdem celebrowa艂em r贸wnie偶 15 rocznic臋 dzia艂alno艣ci „Centrum Wagabundy” w Phoenix, Arizona (1992) – polskiego klubu zrzeszaj膮cego ludzi z ca艂ego 艣wiata, klubu w polskich r臋kach, klubu zdrowego ducha i wolnego 艣wiata. Przystani dla ka偶dego podr贸偶nika, kt贸ra zapewnia bezpieczny dach nad g艂ow膮 z wiktem i opierunkiem gratis. Zadedykowa艂em t臋 wypraw臋 swojej rodzince – 偶onie Ewie i dzieciom Joasi i Cezarkowi, kt贸ra podtrzymywa艂a mnie na duchu kiedy mia艂em przykre chwile. Podr贸偶 t臋 dedykowa艂em r贸wnie偶 wielkiemu patriocie i dzia艂aczowi polonijnemu 艣p., wi臋藕niowi obozu koncentracyjnego – Dr Antoniemu G艂adyszowi z Philadelphii.

To, 偶e je偶d偶臋 w 艣wiat jako Polak, z polsk膮 fantazj膮 i z emblematami polskimi, widocznymi na samochodzie, napawa mnie rado艣ci膮. My艣l臋 te偶, 偶e i t膮 wypraw膮, jak poprzednimi, do艂o偶y艂em ma艂膮 cegie艂k臋 popularno艣ci i presti偶u swojemu krajowi.
W moim sukcesie wzieli udzia艂 ludzie wspieraj膮cy mnie finansowo jak i ci, kt贸rzy trzymali kciuki na szcz臋艣cie za pomy艣lno艣膰 wyprawy.
- J臋drek Sochacki

Martin Transports International
CalPolonia
AzPolonia